„Dracula” (serial, 2020 r., Mark Gatiss, Steven Moffat) Recenzja filmu

Info: trzyodcinkowy serial BBC i Netflix, reklamowany słowami: „Nowa wersja legendy o hrabim Drakuli, która ukazuje nie tylko jego krwawe zbrodnie, ale również głęboko skrywane słabości”. 3 półtoragodzinne odcinki. Netflix.

Wrażenie: nigdy nie widziałam tak złej adaptacji „Drakuli” Brama Stokera. Co ciekawe, ten serial ma w sobie coś, co sprawiło, że obejrzałam do końca. Trudno powiedzieć, czy włączę kolejny sezon. Zdecyduję kiedyś.

Relacja (bez spoilerów): nie do końca kumam co autor miał na myśli. Bardzo szybko zdruzgotał całą mitologię stokerowskiego „Draculi” i w minutę-osiem permanentnie odarł ją z głębi. Serial miał się wyróżniać i budzić kontrowersje? Czuję się głupio, bo oczekiwałam odświeżenia klasyki. Nic takiego się nie wydarzyło. To trochę dobrze i trochę źle.

Lubię być zaskakiwana i – w sumie – byłam zaskoczona. ALE. Dracula, który nie pamięta o swoim dziedzictwie i kształtującej go przeszłości jest dla mnie klonem, namiastką, cieniem. Wryło mi się w głowę, że Dracula niszczy, bo dotknęła go klątwa. Że boi się krzyża, bo niegdyś był głęboko religijny. I że podąża za przeznaczeniem, bo kiedyś kochał ponad śmierć. Stokerowska i Coppolowska wizja Draculi tak bardzo wryła mi się w głowę, że Netflixowska wizja po prostu zrównała ją z ziemią. W tym wąpierzu nie ma żadnej głębi i, kurczę, cierpię. Najgorsze jest to, że czuję się winna.

Po prawie 3 godzinach z pomocą przybywa część trzecia, która w końcu mówi wprost – zapomnij o klasycznym Draculi. Jesteśmy Draculą 2020! Deal with it! Odświeżające… gdybym obejrzała tylko początek odcinka. Bo później jest tylko gorzej. To było złe i trudno to obiektywnie opisać. Serce „Draculi” transponowane na serial w stylu „Lucyfera” (którego też nie znoszę), to po prostu nie jest coś, co jestem w stanie przełknąć, zwłaszcza z panem C. Bangiem na froncie. Nie ma takiej opcji. 😞

Ocena Wiewiórskiej: 3/10.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *